niedziela, 29 lipca 2018

     Rozgadałam się ostatnio o paszporcie, a on już od kilku dni leży na półce i pachnie jeszcze farbą drukarską. Chociaż... jakby się zastanowić to słowo "pachnie" może nie jest tu najbardziej trafne. Pachną nowe książki - takie, które niedawno trafiły do księgarń, a teraz leżą na półkach i czekają, aż ktoś je weźmie do ręki, przeczyta opisy na tyłach okładek i w końcu przekartkuje, wdychając charakterystyczną mieszankę zapachów farby i papieru. Dokument jest po prostu nowy i w jego kartkowaniu póki co nie ma absolutnie żadnej magii. Jedna rzecz, która mnie w tej imprezie szczerze zaskoczyła, to to, że jego odebranie zajęło dosłownie chwilę, chociaż byłam przygotowana na co najmniej godzinne siedzenie w kolejce wśród wymownego narzekania innych. Mam na myśli te rzucane niby w przestrzeń, niby do pozostałych udręczone teksty w stylu: "Ile można tu siedzieć?", "Długo jeszcze?", "A może w końcu łaskawie otworzą jeszcze jedno okienko?". Osobiście nie lubię takiego męczenia buły i mam w głowie kilka gotowych, niestety mało uprzejmych odpowiedzi. A więc jeszcze raz: - "Ile można tu siedzieć?" - "Tyle, ile trzeba. Zawsze można było ruszyć dupsko w lutym - wtedy kolejka na bank była mniejsza niż w środku sezonu urlopowego". - "Długo jeszcze?" - "Długo. Popatrz człowieku na ogon przed sobą (a jak masz jeszcze pytania to... zawsze można było ruszyć dupsko w lutym - wtedy kolejka na bank była mniejsza niż w środku sezonu urlopowego...". - "A może w końcu łaskawie otworzą jeszcze jedno okienko?" - "A może nie? Po prostu siedź  i czekaj jak wszyscy (a jak się nie podoba to... no wiadomo co można - np. przyjść w lutym ;))". Żeby było jasne - w tej sytuacji to wcale nie jest tak, że jestem z natury jakaś wredna. Raczej obserwuję otoczenie i wyciągam wnioski - nawet, a może w szczególności, na własnym przykładzie. Przecież doskonale pamiętam, jak nie raz i nie dwa sama sobie obiecywałam, że zajmę się jakąś sprawą wcześniej niż za przysłowiowe pięć dwunasta. Najpierw w głowie świtała mi ta genialna myśl, a później pojawiało się postanowienie, że tym razem zadziałam z wyprzedzeniem i dla odmiany - nie czekając na ostatnią chwilę. Fakt faktem, parę razy się udało i miałam względny spokój w temacie, natomiast wiem też, ile razy skończyło się... że tak powiem tradycyjnie i w myśl zasady: "miało być inaczej, wyszło jak zwykle". Nawet zaczęłam się już łapać na tym, że chyba lubię ten moment adrenaliny. Zdążę - nie zdążę. Uda się - nie uda. Przebiegnę pół miasta w dwadzieścia minut czy będę siedzieć trzy godziny na dworcu? Załatwię sprawę od razu czy będę musiała kombinować jak koń pod górę żeby w Mordorze Krzysztof nie urwał mi nóg przy samej... szyi? Póki co, nauczona doświadczeniem i uzbrojona w dobrą książkę,  siedzę cicho w urzędowych kolejkach, a nad resztą powoli - bardzo powoli - pracuję.

1 komentarz:

  1. Przyznam że cierpię na potworne uczulenie jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju urzędy, załatwianie spraw w okienkach itp. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, a czasem tempo załatwiania kolejnych interesantów sprawia, że człowieka szlag trafia.

    OdpowiedzUsuń

          Reaktywacja. Wg trzeciej definicji Wikipedii " wznowienie funkcjonowania, powrót do dawnej działalności (np. zespołu)"....