środa, 15 sierpnia 2018


     - Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. - I jeszcze najlepiej stanąć z boku, tak, żeby w razie czego można było się samemu odciąć - dorzuciła Monika, kiedy zaczynałyśmy kolejny gorący dzień w Mordorze. Do tej pory nie znałam tego rozwinięcia myśli ale jakby się zastanowić, pasowało jak ulał. 
     Od kilku dni miałam na tapecie temat urodzin babci. Dla wyjaśnienia babcia na stałe mieszka za oceanem i po osiemnastu latach postanowiła na miesiąc przylecieć do kraju, co zbiegło się z jej 90. urodzinami. Piękny wiek, okazja też nie byle jaka, więc ze strony czwórki jej dzieci będących na miejscu padł pomysł: "zróbmy imprezę". Jak dla mnie pomysł był naprawdę fajny bo dawał niecodzienną możliwość spotkania się i świętowania w całkiem sporym gronie, jednak droga od pomysłu do realizacji stała się małym polem minowym. Dość szybko okazało się, że przygotowanie imprezy wymaga (kto by się spodziewał?!) rozmowy, porozumienia, zaangażowania i - jakżeby inaczej kasy. I tu pojawił się zonk. Nikt z czwórki nie pomyślał, że dobrze byłoby się spotkać i ustalić chociażby to, gdzie i kiedy zorganizować przyjęcie, jak miałoby ono wyglądać, czy w jakiej kwocie (oczywiście składkowej) się zamykać. Nikt nie pomyślał o podziale zadań typu rezerwacja sali, zamówienie tortu, kwiatów czy kupno prezentu. Wszystko zostało w sferze "można by było...." pewnie z cichą nadzieją, że "samo się zrobi". W tym wszystkim stety albo i niestety jestem zadaniowcem i szlag mnie trafiał jak obserwowałam sytuację. Wykonałam parę ruchów organizacyjnych - zaklepałam datę i miejsce, powiadomiłam łaskawie stworzoną przez "organizatorów" listę gości. Wszystko fajnie, aż przyszło do kosztów: dwójka z czwórki zaczęła sypać tekstami w stylu: "bo mnie nie stać", "5 - o letniego dziecka można nawet nie liczyć bo mało je i mama może je nakarmić na kolanach", "ja jadę na wczasy więc tyle nie dam", "można by było zrobić taniej"... W kontrze była za to zawrotna kwota 120 peelenów za osobę i menu jak na małe wesele, plus oczywiście alkohol - wszystko na życzenie najbardziej zainteresowanych. I to był ten moment w którym pokazałam pazurki. Z reguły grzeczna wobec starszych, bo tak wypada, z pianą oświadczyłam, że nie będę brać udziału w farsie. Odwołam restaurację, a towarzystwo po kosztach może sobie zrobić grilla na ogródku. Ewentualnie zorganizować coś samemu. No umówmy się: nigdy nie robili takiej imprezy, okazja jest wyjątkowa, a jak chce się zabłysnąć to pociąga to za sobą jakiś koszt.  Efekt był taki, że nadąsane dzioby niechętnie się zamknęły, chociaż w ich oczach widziałam głęboką urazę majestatu. Do tortu, kwiatów i prezentu "od dzieci" już nie przyłożyłam ręki, żeby dodatkowo nie szarpać sobie nerwów. Ogarnęłam za to kwiaty i prezent "od wnuków" - nie licząc jednej z kuzynek, która dobrowolnie się włączyła i genialnie stanęła na wysokości zadania - mogę spokojnie powiedzieć, że reszta to takie same lamy jak starszyzna. 
     Koniec końców urodziny się udały się świetnie. Oprawa wieczoru wszystkim przypadła do gustu, babcia się wzruszyła, prezenty zostały trafione. Mimo, że nad stołami latały w moją stronę urażone spojrzenia, których właściciele niekoniecznie zaszczycali mnie luźną gadką o niczym, wszyscy uśmiechali się do zdjęć. Dopiero kiedy je dostałam, zauważyłam, że... na części z nich stoję z boku. Póki co nie zamierzam się z nich odcinać, ale wiem, że jeśli jeszcze kiedyś trafi się podobny zjazd, nie wezmę się za żadną organizację. No, może zamówię kwiaty...
P.S. Zdjęcie pochodzi z filmu pt. "Kołysanka". Polecam! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

          Reaktywacja. Wg trzeciej definicji Wikipedii " wznowienie funkcjonowania, powrót do dawnej działalności (np. zespołu)"....